Rozwój i zmiana zachodzi wtedy, gdy wychodzimy poza siebie- poza swoje dotychczasowe nawyki, impulsy, wybory, myśli i w konsekwencji- doświadczenia.
Uwarunkowany do danego trybu funkcjonowania umysł, uwarunkowane do automatycznych odruchów ciało, zaprogramowane reakcje- są ciągłym powielaniem przeszłości, tego co już znamy. Prowadzą więc do znanej, przewidywalnej przyszłości. A przecież chcemy ją zmienić na lepszą.
By to naprawdę zrobić musimy dać sobie szansę i codzienne być ze sobą w dyskomforcie nie podążania za tym, co chce się w nas nawykowo odpalić. W różnych okolicznościach dnia przychodzi do nas automatyczna reakcja- by coś zrobić, powiedzieć, martwić się, przewidywać, porównywać, oceniać, coś zrobić z tą emocją, zapewnić sobie bezpieczeństwo i miłość. Jest to tak mocno w nas wprogramowane, tak bliskie, tak znane, że kojarzymy to z naszą tożsamością, skórą, czymś naturalnym. Momentem, w którym poprzez uważność zaczynamy widzieć, że dane reakcje, zachowania, wybory nam nie służą- uświadamiamy sobie, że jeśli chcemy być szczęśliwi- musimy nauczyć się poza nie, poza siebie takim jakim byliśmy do tej pory- wychodzić.
Nie będę kłamać, że jest to proste. Wiele osób polega tu, gdzie po przyjemnościach gromadzenia wiedzy i różnych teorii- wiemy, że czas już zacząć tym żyć. Zawsze pojawia się opór, w różnej postaci i poprzez odczucia ciała, fale gorąca, złości, smutku, frustracji, zmęczenia, braku koncentracji i wielu innych zabiegów- będzie próbował nas odwieść od pozostania w konsekwencji. Wielu ma tu słomiany zapał, wielu nie potrafi wytrwać. Jest to zrozumiałe, bo choć chcemy lepszego życia to jednak o wiele prościej jest być w tym, co znane, zaprogramowane. Nie kosztuje nas to wysiłku, jakby samo się dzieje- znane słowa i zachowania same się w nas dzieją, dokonujemy wciąż podobnych wyborów. Jakby płynęło. No i może i płynie, ale świadoma siebie osoba zaczyna widzieć, że nie jest to lekki, sprzyjający nam przepływ, ale raczej sterowany przyzwyczajeniem i lękiem automat. Nie możemy uwierzyć, że tak zdołał nami zawładnąć. Czujemy złość i bezsilność mieszane z falami nadziei, że możemy to zmienić. I potem kolejna próba, by wyjść poza siebie i następny powrót do tego, co komfortowe, bo znane. I tak w kółko- przez jakiś czas, ale czasem nawet i całe życie.
Życia nie obchodzi jak długo tu będziemy. Tak naprawdę nikt nie ma tu nic do tego- oprócz nas samych. To nasz indywidualny wybór, dojrzałość, gotowość. Jeśli tylko chcemy możemy to kółko utrzymywać przy życiu nawet i w nieskończoność.
Zauważyłam, że dzieje się tak aż do chwili, gdy już wystarczająco wiele razy wycofaliśmy się, wróciliśmy i znów był żal, złość, kolejna nadzieja. W końcu mamy dość. Jest to poddanie, ale nie jest bezsilne- wręcz przeciwnie- ogrom w nim mądrości i siły.
To tak jakbyśmy nagle o milimetr więcej, głębiej pragnęli szczęścia niż komfortu tkwienia w tym co pozornie bezpieczne i wygodne, bo znane. Komfort znajomego i przewidywalnego zaczyna tracić na wartości, przestaje się opłacać, bo tracimy o wiele więcej, cały ten niezmierzony potencjał, życie za których tak tęsknimy.
Przed chwilą skończyłam poranną medytację. Ostatnio zaczęłam wybierać dłuższe, godzinne. Zauważyłam, że kiedy jestem w tych krótkich, kilku minutowych to mój system jakby się już z tym pogodził wiedząc, że to szybko minie. Nie uczy mnie to niczego, jedynie delikatnie koi. Sprawa wygląda inaczej kiedy chcę nauczyć swoją głowę i ciało, że to ja wybieram, a nie nawyk. Odkryłam, że jest to dla mnie możliwe między innymi poprzez długie medytacje, przy dźwiękach muzyki, które nie mam pojęcia kiedy dobiegną końca. Mój umysł się w tym naprawdę miota. Drażniące całe moje wnętrze myśli o tym kiedy, za ile to się skończy, zalewające naprzemiennie fale pełne zniecierpliwionego gorąca, a potem złości. Czuję się jakbym miała zaraz eksplodować, a potem znów napływa chwilowy spokój i tak w kółko. Ego się wierci, walczy, próbuje coś ugrać, namawia, że już wystarczy, że to już wystarczająco długo. Wiem, że mam tendencję do tego, by odpuszczać przy końcu. Wiem, że tylko tak, będąc w tym płonącym dyskomforcie- mogę nauczyć się wychodzić poza ten nawyk, a potem przenieść go do różnych sfer życia.
Medytacja to jedno, to świetne pole treningu, bardzo ważne w moim uznaniu. Prawdziwa ‘zabawa’ zaczyna się w codziennym życiu. Te wszystkie chwile, w których pojawia się chęć danego zachowania, powiedzenia czegoś, wyboru. Wiemy, że nie jest to dla nas dobre i teraz naszą rolą jest nie reagować tak nawykowo. Nie jest to proste i jednocześnie jest to najcenniejsza rzecz, najważniejszy wybór jakiego możemy dla siebie dokonać. To nie w teorii, ale praktyce codziennych sytuacji uczymy się wychodzić poza siebie i tak oto ani się obejrzymy, a realnie, tak naprawdę ciesząco- stajemy się nową osobą, dokonujemy innych wyborów, mamy inne doświadczenia, nasze życie naprawdę się zmienia. Jest to proces, najważniejszy do jakiego chyba człowiek może się stawić.
Po latach teoretyzowania, podchodów i wycofywania- 3 lata temu w końcu sama w niego weszłam i nim teraz żyję. To dlatego, w tej dojrzałości, kilka miesięcy temu powstał program Kobieta Kompletna. W nim już nie analizujemy, ale właśnie- poprzez szereg z życia wziętych sytuacji uczymy się być tą nową, bliską sobie, działającą z miłości do siebie i życia osobą. Takiego życia życzę każdemu i wiem, że każdy z nas świadomie bądź jeszcze nie- zmierza w tym właśnie kierunku, ku pełni i kompletności swojego życia.
Swietne spostrzezenia. Tez w zyciu przechodzilam wiele zawirowan i najczesciej nie umialam sie pogodzic z tym, ze tak powinnam…. choc wcale tak nie mysle. Probowalam wielokrotnie znalezc kompromis, by nie oddalic sie za bardzo od bliskich, ktorzy mowili ,, tak powinnas”. Zylam dalej z przekonaniem, ze chyba nie pasuje tutaj, to nie moje miejsce, ale jestem z tymi ludzmi zwiazana i kocham ich.
Az podjelam decyzje. Wyjechalam, zaczelam zyc w pelni soba i ze swoimi przekonaniami, choc wiem, ze najgorsza byla zawsze bezsilnosc. Ona zas budowala we mnie wiare w sprawiedliwosc. Zapalalam sie wtedy, by udowodnic calemu swiatu, ze poprawnie, nie znaczy slusznie i sprawiedliwie. Po kazdym takim zwyciestwie, stawalam sie mocniejsza. Minely lata, nie jednokrotnie spotykalam ludzi, ktorzy zyli taj jak inni oczekiwali i niestety, mało kto umial zrozumiec tę moją mentalną dąznosc do wolnosci. nadszedl czas, gdy zdecydowalam, ze nie chce dluzej zyc obok ludzi, ktorzy nie akceptuja mojego stylu zycia. Przezyedzilo sie grono przyjaciół. Najpiekniejsze bylo to, gdy moja Mama kiedys powiedziala tak: ,, nie zawsze sie z toba zgadzam, czesto tak nie wypada jak ty myslisz, ale wiesz, ja szanuje twoje decyzje, bo kocham cie i jestem po twojej stronie”. To bylo wazne dla mnie. Wiem, ze mimo wszystko moja Mama to moj najwiekszy przyjaciel. Moje corkiuwazaja, ze ,, ona nie jest normalna”:) ale to jest wlasnie o mnie pozytywnie. Podziwiaja mnie za to, ze potrafie na glos powiedziec, ze mam inne zdanie, gdy ktos o nie pyta. One rowniez rezonuja ze mna w 100%. Ja zyje wolna i bez presji, jestem szczesliwa. Zyje takim zyciem jak zyja moje 5 i 3,5 letnie 2 wspaniale wnuczki. Szczerze, bez oceniania, radosnie i z konkretnym okreslaniem tego czego chce od siebie i od zycia. Pozdrawiam cieplo.
Przepiękny wpis. Dosłownie wydobył moje myśli z wnętrza. Miałam niedawno dylemat podążania za uczuciami, pozwalania sobie na komfort bycia po swojemu ale jednocześnie nie pozwalania sobie na komfort (wychodzenie z siebie stwarzanie dyskomfortu o którym piszesz). To jest tak blisko siebie że łatwo można siebie „oszukać”. Ten mechanizm sabotażu własnego siebie jest fascynujący. Nie wspiera ale jak ciekawa jest praca nad odkrywaniem tego i zmianą. Czytając twój artykuł Sylwia czułam jak z każdym zdaniem wydobywasz moje myśli z mojego własnego wnetrza. Powoli zaczynam żyć tym co wiem, w co wierzę i tym o czym marzę.
Ostatnio pogratulowałam awansu menadżerskiego mojej koleżance z pracy który miałam nadzieję dostać. Pierwszego dnia nie podeszłam do niej. Uciekłam rozżalon. Parę dni uspokajalam myśli i emocje. Potem parę dni prosiłam siebie żeby poczuć do niej sympatię i parę dni żeby zaakceptować jej sukces z przyjaźnią. I udało mi się podejść do niej i ze szczerego serca jej pogratulować. To nie było proste żeby znaleźć w sobie to uczucie. To było starcie myśli. I to nie pojawiło się z nieba (no w pewnym sensie:)). To były te codzienne wybory, małe decyzje żeby zmienić postawę. to jest chyba ta praktyka o której piszzesz a nie sama teoria. Bo nawet najpiękniejsza teoria pozostaje bezużyteczna gdy nie postaram się wyjść „poza siebie”
Kobieta Kompletna-program cudowny, do którego miałam opór aby się przyłączyć,
Z jakiegoś strachu, bo myślałam sobie co mi to da jak ja jestem taka świadoma przecież?
Te natrętne myśli, co ja moge z tego wynieść, że nie wiadomo co tam trzeba bedzie robic, pisać, wymyślać itp., że i tak nie podołam, to po co mam się zapisywać, ale coś mnie pchało strasznie żeby jednak się przyłączyć i stało się, w jednej chwili decyzja podjeta i szybkie klikniecie.
Po tym ulga, ciekawość i oczekiwanie co z tego wyjdzie.
No i już pierwszego dnia zobaczyłam, że nie było tego czego się obawiałam, ależ się ucieszyłam, niemal skakałam z radości, bo jednak potrzebowałam czegoś w swoim życiu aby pomogło mi ruszyć do przodu i to było właśne to. Program, tak jakby stworzony dla mnie, piękne medytacje i praktyka, bez problemu można znaleźć czas na jego przerobienie, zero jakiegoś ogromnego wysiłku, którego się bałam.
A najlepsze jest to, że normalnie w trakcie trwania programu zaczynasz żyć zmianami, które się dokonują,że na nic nie musisz czekać i się spinać kiedy efekt się pojawi, to się poprostu dzieje odrazu,nawet u mnie, gdzie ja mam naprawde umysł który bardzo mąci i z wszystkiego potrafi zrobić problem na ogromną skalę.
Jestem wdzięczna.
Dziękuję Sylwii za ten program
Dziękuję sobie za to, że się do niego przyłączyłam, bo naprawdę warto
???????????
Bardzo dziekuje za ten tekst. To jest mi potrzebne na dzis i na jutro… To prawda nie jest to latwe, jestem na pocztku, ale nie nie odpuszczam. Jestem wdzieczna za to,ze pojawila sie Pani na moje na mojej drodze i zainspirowala mnie do dzialania. Dzieki Pani koncze czytac Rozmowy z Bogiem i slucham rowniez Joe Dispenza,jego ksiazki juz sa w drodze. Jak tylko Pania uslyszalam pierwszy raz , zaraz kupilam i przeczytalam Bogaty Budda. Jestem juz po 60, ale wierze w to , ze zawsze mozna znienic swoje zycie na lepsze. Pozdrawiam serdecznie i zycze samych cudownosci.
Bardzo dziekuje za ten tekst. To jest mi potrzebne na dzis i na jutro… To prawda nie jest to latwe, jestem na pocztku, ale nie nie odpuszczam. Jestem wdzieczna za to,ze pojawila sie Pani na moje na mojej drodze i zainspirowala mnie do dzialania. Dzieki Pani koncze czytac Rozmowy z Bogiem i slucham rowniez Joe Dispenza,jego ksiazki juz sa w drodze. Jak tylko Pania uslyszalam pierwszy raz , zaraz kupilam i przeczytalam Bogaty Budda. Jestem juz po 60, ale wierze w to , ze zawsze mozna znienic swoje zycie na lepsze. Pozdrawiam serdecznie i zycze samych cudownosci.